Podczas spotkania w Dobroszycach popłynęło wiele łez. Już 1 dzień, Msza i oficjalne rozpoczęcie były dla mnie bardzo wzruszające, w tym roku jakoś tak bardziej czułam się odpowiedzialna, czułam mój wkład w forum. Potem każda adoracja, chwila ciszy, niejednokrotnie komunii, aż w końcu zakończenie przynosiły… łzy. Skąd one się wzięły i o co w nich do końca chodziło chyba nie wiem. Wiem, że mnie oczyściły i to było dobre.
W tym roku jak zwykle mieszkałam w pokoju przy biurze. Z niesamowitymi ludźmi. Dziewczyny, które tak bardzo pozwalają się Panu Bogu prowadzić, które otwierają sią na Boga, które niejednokrotnie zapominają o sobie żeby być z innymi były niesamowitym świadectwem. Gaba, która postanowiła zadbać o moją samoocenę, zapominając o swojej, a która jest tak wielkim, Bożym cudem, Renia, która tak bardzo zachwycała się zaangażowaniem młodszych kolegów, że serce rosło, Karolinka, która mimo trudności walczyła by być solniczką i rozsypywać sól dobra wokół, Basia, która pracowała za pięciu, a zawsze dbała o modlitwę w biurze i codziennie miała coś do powiedzenia na kręgu dobra, Marysia, której uśmiech nie schodził nigdy z twarzy i zrobiła najpiękniejszy dyplom jaki kiedykolwiek dostałam, Madzia, która jest cudowna, która nie bała się mówić trudnościach i pozwalała sobie pomóc, Ewa, z której oczu bił Pan Bóg, która tak bardzo się Nim cieszyła, Natalia, której w pokoju było najmniej, ale zostawiała całe serce pracując po kątach do późnych godzin nocnych i w końcu Marysia, osoba, która jest mi niesamowicie bliska, która zaskoczyła mnie swoją obecnością na forum, otwartością i byciem blisko Pana Boga. W każdej z nich tak bardzo był obecny Pan Bóg! I tak bardzo się cieszyłam że zapoczątkowałam kręgi dobra, które każdego wieczora odbywały się w naszym pokoju.
Dobro… to forum pozwoliło mi odkryć o co chodzi z moim imieniem. Może ono nie brzmi najwspanialej na świecie (kwestia gustu), ale jego znaczenie to… dobra :) Uwielbiam moje imię!
Podczas spotkania w Dobroszycach usłyszałam też kilka świadectw o tym, że młodzi ludzie chodzą na codzienną Mszę Świętą. Dla mnie to była jakaś abstrakcja. Ale jak usłyszałam o pewnym chłopaku, którego w życiu bym nie posądzała o takie wyrzeczenia postanowiłam spróbować. I tak naprawdę chyba to jest największym owocem. Bo od kiedy wróciłam z forum codzienna msza stała się dla mnie czymś bardzo ważnym. Dawała tak dużo siły, radości i pokoju. Aż w końcu… przyszedł czas wyjazdu do pracy. Na miesiąc. Koniec z codzienną Mszą Świętą, różańcem, z brewiarzem też krucho. I miałam chwile zwątpienia. Bo było tak super, a teraz klops. Nie mam czasu ani możliwości, ale wtedy zaczęłam odkrywać małe rzeczy. Grupa „co dobrego”, na której codziennie mogę przeczytać o tym co słychać u moich najwspanialszych współlokatorek i o tym jak Pan Bóg jest obecny w ich codzienności, ubrania RMSowe z napisem wierzymy w Ciebie, które stwarzają niesamowity klimat i przypominają mi nieustannie, że jestem we wspólnocie, która we mnie wierzy i z którą ja wierzę. Płyta, którą dostaliśmy na zakończenie forum. Która pierwotnie mnie „nie powaliła” ale jej znaczenie odkryłam z dala od domu i od RMSu. I ten brak Mszy i czasu na tak dużo modlitwy uświadomił mi jak bardzo kocham pana Boga, jak bardzo potrzebuję Jego bliskości i jak wielką moc ma codzienna Eucharystia. Jeszcze nie próbowałeś? Polecam :D
Chciałam jeszcze tylko podziękować. Księdzu Maciejowi za to, że zawsze mogę na niego liczyć i jest tak blisko, ks. Łukaszowi za tworzenie atmosfery, ogrom pracy podczas forum i nie tylko oraz wielkie zaangażowanie w RMS (nie zostawiaj nas!!!!), wszystkim animatorom, funkcyjnym, księżom, klerykom i siostrom zakonnym za każdy uśmiech, wsparcie, każdy gest dobroci i troski. Wszystkim uczestnikom za świadectwo. Dla mnie to jest coś niesamowitego a bez was byłoby zupełnie inaczej.
Dziękuję!