To był już 2 raz gdy poszedłem na pielgrzymkę. Czemu? Sam nie wiem, jest w niej coś takiego, że jak już raz pójdziesz to później staje się corocznym rytuałem. Wraz z Żabą, Olą i Weroniką jako zalążek grupy 8, wyszliśmy z Wrocławia, bo jak Wrocławska to czemu mamy ruszać z Trzebnicy!
Szczerze, to trochę się obawiałem tej pielgrzymki, że pogoda nie będzie nam dopisywać, że nie znajdę miejsca do kąpania, że nie odnajdę się na niej, że nie spędzę z Nim wystarczająco dużo czasu i chyba najbardziej bałem się tego, że zamiast się zbliżyć to się do Boga to oddalę od Niego.
Każdy etap mijał łagodnie nawet trasa Trzebnica – Oleśnica, gdzie w zeszłym roku przeszedłem tak, że rozłożywszy namiot leżałem w nim krzyżem i prawie płakałem ze zmęczenia, a w tym roku po dotarciu do Oleśnicy chcieliśmy od razu ruszyć na Namysłów. Nasza grupa liczyła mniej niż stu pielgrzymów, ale była i jest żywą, rozśpiewaną i zwariowaną rodzinką, takie z nas Boże wariaty.
Każdy nasz dzień rozpoczynał się o różnych godzinach, pobudki mieliśmy od 4, a czasami o 6 rano. Musicie sobie wyobrazić jaki był mój zaciesz jak zobaczyłem, że przede mną jest prawie 9 godzin snu. Porannym pielgrzymkowym rytuałem oczywiście są moje ulubione godzinki, które miałem zaszczyt prowadzić kolejny rok z rzędu wraz z Weroniką i klerykiem Mateuszem, później przechodziliśmy do jutrzni i kolejno lecieliśmy z pieśniami (w tym roku mniej fałszowałem do mikrofonu ponieważ mieliśmy utalentowane śpiewaczki).
Punktem kulminacyjnym każdego dnia była msza, na której swoje płomienne kazania wygłaszał ojciec założyciel pieszej pielgrzymki wrocławskiej, ksiądz Orzech. Codziennie na trasie mieliśmy odcinek ciszy gdzie mogliśmy rozmyślać nad Słowem Bożym, a dopełnieniem każdego dnia były konferencje skupiające się na tematyce Ducha Świętego oraz inne modlitwy.
Wszystkie moje obawy wypisane na wstępie zostały rozmyte. Pogoda praktycznie idealna do pielgrzymowania. Gościnność i życzliwość ludzi na trasie, nie mieściła się w mojej głowie. Kontakt z Nim dużo polepszył się dzięki spowiedzi, która zwlekała praktycznie do ostatniej chwili i nad którą się cały czas wahałem, lecz po wielu rozmowach, skorzystałem z tego sakramentu. Cała ta sytuacja przypomniała mi fragment z Ewangelii ukazujący scenę spuszczenia paralityka przez sufit przez dwóch mężczyzn aby Jezus go uzdrowił. Myślę, że w tym przypadku to ja byłem tym paralitykiem, a reszta tymi osobami którym bardziej zależało na moim szczęściu niż mnie samemu.
Dziękuję im z całego serca za to. Właśnie dzięki Eucharystii, codziennym modlitwą, rozmową, służeniu pomocą tacie, który jeździł w zaopatrzeniu i czasami pomocy w sprzedaży wody, batonów i tym podobnych za cenę własnego odpoczynku,także dzięki spowiedzi poczułem czym jest duch pielgrzymki. Pewnie się zastanawiasz czy pójść za rok na pielgrzymkę. Pomogę Ci w podjęciu tej decyzji i już mówię, że naprawdę warto, ponieważ i Ty możesz zostać ożywiony!
Zobaczcie nasze zdjęcia TUTAJ!